Å

Zaraz po wakacjach zmienilem prace; wg norweskiego prawa pracy zatrudnienie na czas okreslony moze trwac do 2 lat, po tym okresie musi byc przyznany wakat. Niestety nasze biuro (glownie z powodu ciec) nie dostalo dodatkowego stanowiska. Nawet najlepsze checi pracodawcy i nadprzyrodzone zdolnosci pracownika nie pomogly. Wiec bu.

Na szczescie zaleganie na kanapie nie trwalo dlugo, udalo mi sie zahaczyc przy projekcie realizowanym przez wladze regionu z mozliwoscia przedluzenia wspolpracy na 2 kolejne lata. Wiec super.

W miedzyczasie, czekajac na rozpoczecie ow projektu, jako „aktywny na rynku pracy” postanowilem wyslac kilka podan. Oboje z zona uznalismy, ze jezeli trafi sie cos fajnego poza Lillehammer, to teraz jest dobry czas na zmiane adresu. Natchnieni lektura „Biale” i „Hen” Ilony Wisniewskiej (polecamy!), pomyslelismy, ze przeprowadzka na Svalbard (ewentualnie na sama polnoc kraju), to naprawde zajebisty pomysl :)

Szybko sie okazalo, ze ludzi z tak samo debilnymi pomyslami jest calkiem sporo. Dodatkowo ciezko konkurowac z tymi, ktorzy juz wiedza jak korzystac ze strzelby. Moze kiedys… Insallah.

Wiec zalozylem firme (forma zatrudnienia przy projekcie, okazuje sie, ze w Norwegii zakladanie dzialalnosci jest latwiejsze niz rejestracja na blablacar) i pracuje sobie z domu. Dryn, drrryn. Dzwonia z Bergen. Rozmowa o prace (tez uczelnia) idzie super. Zadzwonimy (nadal czekam na odp.). Chwile pozniej dzwonia z uczelni w Lillehammer – szukamy zastepstwa (kolega Holender znowu bierze polroczne wakacje) z mozliwoscia dalszego zatrudnienia. Høgskolen i Lillehammer laczy sie z Hedmark, bedzie restrukturyzacja (nowe wakaty), dajesz*. Wiec jak przez chwile nie bylo nic, tak jednego dnia musialem zdecydowac albo od grudnia znowu uczelnia albo dalej projekt. I do tego wisi jeszcze Bergen, ale for reals, kto by chcial mieszkac w Bergen, pfff :)

Dobra, ale nie do konca o tym chcialem. Jak zapewnie wiecie, od kilku dekad norweskim spoleczenstwem trzesie tzw. janteloven (prawo Jante), ktore kazdego dnia przypomina nam, ze nie jestesmy w niczym lepsi od sasiada albo nawet swojej zony. Chodzi o rownosc i transparentnosc. I super.

(*) Szczegolnie jest to widoczne na rynku pracy, jeszcze bardziej w sektorze publicznym. Co z tego, ze jestem na jakims stanowisku 2 lata, jestem czescia rodziny HiL i tak dalej. Jezeli pojawia sie mozliwosc przedluzenia/wznowienia kontraktu, ogloszenie musi wisiec i kazdy moze aplikowac. I mysle sobie, bez sera. Nie ma chuja we wsi (pardon), ktory bedzie mial lepsze przygotowanie to tego zeby wykonywac te same zadania, za ktore ja bylem odpowiedzialny przez ostatnie 2 lata, right? Nie wadzi, piszesz podanie, stresujesz sie tak samo na rozmowie o prace, czekasz na wyniki. I wtedy wlasnie zdajesz sobie sprawe, ze to ty mogles/as byc na tym samym miejscu, ze kazdy powinien miec szanse sie wykazac. I znowu super, bo wiesz, ze wszystko hula jak nalezy, ze jest ok. A z drugiej strony, Ci ze stala umowa o prace sa praktycznie nienaruszalni. Trzeba by bylo puscic bude z dymem, zeby Cie mogli wylac :)

I jeszcze ciekawostka zwiazana z samym procesem rekrutacyjnym. Wszystko jest podpiete pod jeden (maks. dwa) portale aplikacyjne (online) o zasiegu krajowym. Wypelniasz raz, korygujesz list pod oferte, wysylasz. Pewnie nic nadzwyczajnego. Ciekawie robi sie kiedy uplywa termin skladania (wyslania) aplikacji. Przychodzi email, gdzie pracodawca uprzejmie dziekuje za zainteresowanie, informuje, ze dostali x podan i za tydzien zacznie sie pierwsza runda rozmow. Ale to nie koniec, jest tez zalacznik! PDF z lista wszystkich aplikantow, nazwiskiem, wiekiem i kompletnym CV (wyksztalcenie, zatrudnienie itd.)! OMG.

Dobra, ide, sorry za skladnie i chaos wypowiedzi. Dopisze wiecej niebawem, albowiem dzieje sie. Na koniec piosenka z 1993, tak bardzo dzisiaj aktualna:

2 uwagi do wpisu “Å

  1. My własnie czytamy „Biale” Ilony Wisniewskiej („Hen” czeka w kolejce). Jesteśmy zachwyceni i również wpadł nam do głowy debilny pomysł pomieszkania przynajmniej rok na Svalbardzie. ;) Niestety słyszałam, że bez znajomości trudno się tam zaczepić ;)
    Mieszkanie w Bergen (pomimo deszczu i dialektu ;) nie wydaje się takie złe…
    Janteloven ma swoje plusy, nie da się ukryć… Niemniej jednak uważam, że osoby mające nieco większe ambicje albo obiektywnie będące w czymś lepsze, mają trudniej, bo takie janteloven potrafi działać demotywująco…

  2. My własnie czytamy „Biale” Ilony Wisniewskiej („Hen” czeka w kolejce). Jesteśmy zachwyceni i również wpadł nam do głowy debilny pomysł pomieszkania przynajmniej rok na Svalbardzie. ;) Niestety słyszałam, że bez znajomości trudno się tam zaczepić ;)
    Mieszkanie w Bergen (pomimo deszczu i dialektu ;) nie wydaje się takie złe…
    Janteloven ma swoje plusy, nie da się ukryć… Niemniej jednak uważam, że osoby mające nieco większe ambicje albo obiektywnie będące w czymś lepsze, mają trudniej, bo takie janteloven potrafi działać demotywująco…

Dodaj odpowiedź do Marta Anuluj pisanie odpowiedzi